![]() |
Wpisany przez Litwa Szymon |
środa, 23 października 2013 19:49 |
...Nie no, w życiu bym nie przypuszczał, że jeszcze kiedyś będę musiał do tej dziury się wślizgiwać. Szybko zrzucam plecak, z nim tam się nie wcisnę, dobywam czołówkę. W moment się odmóżdżam by nie dopadły mnie jakieś myśli klaustrofobiczne przy wchodzeniu w głąb „wiadra”. Ufff, w środku można chwilę odsapnąć....
5:58. Patrzę w niebo. A ono całe w chmurach. Nie wygląda na bardzo deszczowe, ale czy tak wytrzyma całą sobotę??? Brrr, chłodno, wracam do środka. Muszę jeszcze raz sprawdzić swój ekwipunek. Do odprawy zostało pół godziny.
Jako, że nazwa imprezy „Mordownik” zobowiązuje, dowiadujemy się, że mamy zachować szczególną ostrożność przy zdobywaniu niektórych punktów. Ponoć część z nich jest w trudniej dostępnych miejscach, na wysokich skałach lub jaskiniach. Nie powiem ale powiało trwogą. Już o zeszłorocznej, pierwszej edycji czytałem, że nie była najłatwiejsza, a ta to dopiero się zapowiada. By urozmaicić nam zabawę, mapy, które za chwilę otrzymamy były aktualne w 1993r, a tym samym pewnych dróg na nich nie ma, inne znów są, to co było polem może już nim nie być, a tam gdzie widnieje las .. itd... no fajnie. Dla ułatwienia okolica, każdego punktu jest dodatkowo powiększona na osobnych mini mapkach bądź w formie zdjęć satelitarnych. Ale, ale, dla utrudnienia tych ułatwień nie wiadomo w jakiej one są skali, ..no widać musimy się pomordować nie tylko fizycznie. Wychodzimy przed szkołę by zrobić wspólne foto przedstartowe i czekamy na mapy.
6:57. Mam mapę!!! Mina zaczyna mi rzednąć im bardziej przyglądam się rozlokowaniu punktów. Gorączkowo rysuję w głowie hipotetyczne warianty przebiegu między nimi. Do startu 2 minuty! Dobra zacznę od 15tki, a potem będę w miarę na bieżąco analizował mapę. Według orgów trasa liczy trochę ponad 50km. 7:00. Start. Wybiegam jako jeden z pierwszych poza teren szkoły. Jakiś ścigacz pomknął do przodu, nie próbuję nawet go gonić. Mam swój spokojny trucht i tego się trzymam, nie chcę się zajechać już w pierwszej części rajdu, w końcu długi dzień przede mną, nawet nie podejrzewam jak bardzo. Dobiegam do drogi 78 przecinającej Kroczyce i skręcam na nią w prawo. Do pierwszego punktu mam ok. 3km. Już na drugim kilometrze, poznaję drogę po której to kiedyś biegłem z Markiem. Teraz lecę tu sam. W okolicach punktu następuje zagęszczenie zawodników. Wiadomo, każdy zwalnia, szuka. Jest nas sześciu. W końcu ktoś woła „mam!”. Lampion wisi sobie pod amboną. Podbijam kartę. Jest 7:34. Szybko zbiegam przez łąkę i wpadam w las, trochę mało jest przebieżny, ostrężyny chwytają za nogawki. Zwalniam by nie wyrżnąć. Znowu jestem sam, moi chwilowi współtowarzysze gdzieś zniknęli. Ścieżki, na które trafiam nijak nie chcą się spasować z mapą. Spotykam dwóch innych zawodników, którym też coś się tu nie zgadza. Generalnie chcemy na północ w stronę Centralnej Magistrali Kolejowej, bo tuż za nią równolegle biegnie droga prowadząca w kierunku pk14. Ruszamy razem. Leśna, piaszczysta droga prowadzi nas we właściwą stronę, w pobliżu słyszę szum rzeki, za nią gdzieś w oddali między drzewami majaczy nasyp kolejowy. Jakbym przeciął rzeczkę to byłby już prawie w zasięgu. Boczną wąską ścieżyną dochodzę do wody. Za szeroka by przeskoczyć, zbyt głęboka by tylko buta zamoczyć. Wycofuję się. Trzydzieści metrów dalej ponownie próbuję znaleźć przeprawę na drugi brzeg. I jest, piękna, szeroka, solidna belka łącząca oba brzegi. Po paru sekundach jestem po drugiej stronie, moi towarzysze też już prawie i już chcę pędzić do torów, ale mój zapał solidnie studzą dwa psy, które wybiegły z pobliskich zabudowań. Co prawda nie są one jakieś wielkie i myślimy czy by ich nie obejść spokojnie, ale nie, one chyba bronią swojego rewiru. Znowu wycofanie. Ehhh, i minuta w plecy. W końcu udaje nam się przejść pod torami w innym miejscu i wejść na szeroką szutrową drogę. W tym czasie wyprzedza nas trochę ludzi. Chcąc odrobić część strat, zostawiam obu chłopaków i biegnę swoim rytmem. Po dwu i pół kilometrowej prostej zbliżam się w rejon pk14. Tu chwilę błądzę wraz z innymi zawodnikami ale w końcu udaje nam się znaleźć punkt. Jest 8:25 Nie czekając na to co z mapy wyczytają inni ruszam na zachód przez las. Wiem, że za około 200m będzie droga asfaltowa, którą znam z dawnego rajdowania. Po chwili już nią biegnę i ponownie przecinam magistralę kolejową. Kieruję się do 13tki. 13tka to szczyt wzniesienia, tylko którego? Docieram do pierwszego masywu skalnego i nic, za nim mała przełęcz i kolejny, tym razem, mały szczyt, na którym już ktoś szuka. I nic. Kilkoro rajdowców czesze okolicę. Po paru następnych minutach mam zaliczony kolejny pk. 9:11 Następny w kolejce jest pk11. Do niego również nie docieram najkrótszą drogą. Telefonując do żony z „co u mnie”, „przestrzeliwuję” jakąś leśną krzyżówkę i wpadam na dziwnie znajomą okolicę. No taaaaak, toż to „mój” czerwony szlak transjurajski, jestem w okolicy źródełka obok Zdowa. W pamięci pojawiają się obrazy sprzed dwóch miesięcy, kiedy to w strugach deszczu, przemoczeni do suchej nitki pokonywaliśmy (razem z Beatką i Alkiem) ten odcinek tegorocznej Transjury. Dobra ale koniec tych wspomnień. Biorę się za kompas, wyznaczam azymut i ruszam przez pola i zagajniki do 11tki. 9:52 dziurkuję kartę.
Wbiegam w las, szybko omijam G. Zborów od zachodu, po czym biegnę asfaltem w kierunku Podlesic do miejsca gdzie będzie czerwony szlak, on powinien mnie naprowadzić w okolicę 10tki. Co prawda szlaków nie ma zaznaczonych na mapie ale wiem, że on jest w terenie i w którą stronę biegnie. Wchodzę na szlak i po kilkuset metrach wzmagam czujność. Jak to na Jurze skałek jest tu od groma, a opis punktu „nad przepaścią” może pasować do wielu miejsc. Następny punkt znajduję w niewielkiej grocie w masywie Rzędkowickich Skał. Zanim do niego docieram ponownie mijam znajome mi miejsca, tym razem to trasy wspinaczkowe, które pokonywałem wraz z Markiem na Jura Skałka Adventure. Ciekaw jestem ileż to jeszcze takich miejsc mnie czeka... Jest 13:34. Nie muszę na takowe długo czekać, spod Skał Rzędkowickich biegnę na południe przecinając, znajome mi pola. Tu i ówdzie wśród wysokich traw widzę wydeptane ślady. „Nasi tu byli” myślę i korzystam z rajdowych „korytarzy”. O 14:06 osiągam pk4. Postanawiam chwilę odpocząć, a to dobre miejsce bo tu jest punkt żywnościowy. Rozkładam się wygodnie na trawce i zaczynam swą ucztę. Bananek, ciasteczko, potem drugie, w między czasie kontaktuję się z domem i mówię jak mi idzie. A z tym nie jest najlepiej. Minęła właśnie połowa danego czasu, a ja nie mam nawet połówki karty podziurawionej. Zerkam na mapę, obmyślam kierunki jak biec dalej. Przerwa trwa trochę ponad 10 min. Z nowymi siłami ruszam dalej. Pk3 podbijam o 14:55. Tu decyduję się na dłuższy ale pewniejszy wariant, czyli najpierw 7ka potem 2ka. Przy tym drugim jestem o 16:16. Dopiero teraz zauważyłem , że się wypogodziło, Słonko ładnie przygrzewa, jest ciepło. Do następnego punktu znajdującego się niespełna 2km dalej, lecę w towarzystwie dwóch chłopaków. Pk1 opisany jest jako ambona, wokół niej mnóstwo wydeptanych śladów, ale lampionu brak, ten znajdujemy w środku na górze. 16:36. Zanim zejdę zerkam jeszcze na widoczek, u podnóża ambony jest pole słoneczników, które w ciepłym świetle popołudniowego Słońca wygląda fantastycznie. Od postoju upłynęło trochę ponad dwie godziny, a ja w tym czasie zdobyłem 4 punkty. Co za przyspieszenie, wow. No to przyspieszam dalej, ale sam, bo moi kompanie celują w siódemkę. Bez problemu znajduję kolejny punkt na skale i udaję się szybko do pk12. Na odprawie padło, że jeden z punktów będzie w ciasnej jaskini, od razu pomyślałem czy to aby nie będzie „zgniecione wiadro” sprzed trzech lat.
Niespełna 2 km dalej z łatwością odnajduję kolejny punkt. Dochodzi 18ta. Pozostają mi ostatnie trzy. Zaczynam wierzyć, że jeśli będę do nich docierał w tempie jak do tych kilku poprzednich, to mam szanse zmieścić się w limicie z kompletem. Jestem już mocno zmęczony. Nie mam siły na ani trochę truchtu. Do pk17 idę obierając bezpieczny wariant główniejszymi drogami. Po godzinie kolejne dziurki zdobią moją kartę.
Zostają jeszcze tylko pk18 i pk16 i całe dwie godziny na ich znalezienie. I normalnie to bym uznał, że spokojnie zdążę, ale to połowa września i o tej porze robi się powoli szarówka, wiem już, że będę szukał po ciemku. A tak chciałem tego uniknąć. W rejonie pk18 trochę się motam.
Szymon Litwa
Niektóre z zamieszczonych zdjęć pochodzą ze strony organizatora. |
Poprawiony: czwartek, 24 października 2013 20:17 |